Na udział w choszczeńskim maratonie zdecydowałem się po raz trzeci. W tym roku wybrałem dystans 152 km. Pojechałem z kolegą Michałem. Organizatorzy zaplanowali start mojej grupy na godzinę 8:26. W grupie tylko jeden kolarz z mojej kategorii wiekowej (!). Wiedziałem, że aby pokonać trasę w przyzwoitym czasie muszę się go pilnować.
Po starcie od razu mocne tempo. Kolega z numerem 56 (Robert Wysokiński – kat. M3) pognał do przodu jak rakieta. Nie chcąc go zgubić cisnąłem za nim ile sił w nogach. Dwóch kolarzy próbowało do nas doskoczyć, ale niestety bezskutecznie.
Jechaliśmy po zmianach, cały czas utrzymując tempo około 35 km/ h. Po około 30 km dogonili nas koledzy z numerem 71 (Roman Życiński kat. M2) i 72 (Marian Kołodziejski kat. M5), którzy startowali 3 minuty po nas. Ucieszyłem się że ktoś nas doszedł, bo we dwóch niewiele byśmy zdziałali. Jazda w takim tempie byłaby ciężka i wycieńczająca.
Za Kaliszem Pomorskim zaczęły się małe hopeczki. Pracowaliśmy bardzo sumiennie dając mocne zmiany. Z każdym kilometrem byliśmy coraz bliżej zwartej grupy kolarzy, którzy wystartowali przed nami. W końcu udało nam się dogonić, a nawet minąć tę grupę, w efekcie czego kilku kolarzy zabrało się z nami siadając nam na koło. Po około 10 km nasza grupa nieco się przerzedziła i zostało nas już 6. Współpraca nadal układała się bardzo dobrze. Jeszcze na około setnym km dogoniliśmy trzech kolarzy, którzy siedli nam na koło nie dając żadnych zmian. Wyglądali na bardzo zmęczonych. Chcieli po prostu dojechać do mety. Ciągnęliśmy ich więc przez niemal 30 km, i dopiero na 20 km przed metą zaczęli nam pomagać dając krótkie zmiany. Niestety w międzyczasie kolegę Mariana (nr 72) zaczęły nękać jakieś skurcze, w efekcie czego został za nami. Dojechaliśmy do mety w 5 osób. Dystans 152 km pokonałem w 4:19:52 uzyskując przeciętną 35,56 km/ h. Zająłem nieszczęśliwe 4 miejsce w swojej kategorii i 7 miejsce w kat. OPEN. Na pierwszych trzech miejscach w kategorii OPEN znaleźli się kolarze z mojej kat. wiekowej, tak więc M3 zdominowała cały wyścig. Siódme miejsce w kategorii OPEN jakie uzyskałem to największe moje osiągnięcie ze wszystkich dotychczasowych maratonów. Do pierwszego miejsca straciłem zaledwie 5 minut. Wyniki coraz lepsze, forma ok., szczęśliwy, zadowolony, do zobaczenia w Iławie
http://live.ultimasport.pl/111/index.php?site=results&dys=MEGA%20MARATON&gen=M
Do Iławy przyjechaliśmy w piątek w godzinach wieczornych w 3 osobowym składzie (z Witkiem i Leszkiem). Pogoda na sobotę miała być fatalna: silny wiatr, zimno i ciągłe opady deszczu. Owszem zimno było (ok. 12 stopni C), dosyć silny wiatr, ale za to przez cały wyścig nie spadła ani jedna kropla deszczu.
Na ten właśnie maraton postanowiłem włożyć wszystkie siły i powalczyć o pudło w swojej kategorii wiekowej. Przeglądając i analizując swoją grupę startową zastanawiałem się kto w tym założeniu mi pomoże.
Od samego startu ruszyłem jak torpeda, zostawiając grupę z tyłu. Około 1 km doskoczył do mnie kolega Marian Kołodziejski nr 110 z kat. M5. Z Marianem miałem okazję jechać w Choszcznie. Jechaliśmy razem sumiennie pracując. Doganialiśmy kolarzy, którzy startowali przed nami. O dziwo nikt nie siadał nam na koło, więc skazani byliśmy tylko na siebie. Tak akurat ułożył się ten wyścig, ale wiedziałem, że jadąc tylko we dwójkę za dużo nie zwojujemy. Poza tym od około 90 km zaczęły nękać mnie skurcze. Gdy stawałem na pedały lub chciałem przyspieszyć musiałem popuszczać prędkość. Ratowała mnie tylko dosyć wysoka kadencja. Zaczęła się walka z samym sobą, aby przetrwać ten trudny moment. Nasze tempo jazdy zaczęło spadać, bo kolegę także dopadły skurcze i co chwilę ostukiwał sobie nogę. Na około 120 km doszła nas mała grupka ok. 7 kolarzy. Podczepiliśmy się do nich. Tempo wzrosło, pilnowałem tylko żeby nie puścić koła, choć to było czasami na styku by odpaść. Z tą grupą dojechaliśmy do samej mety. Niestety nie miałem już sił by zafiniszować, skurcze dały mi w kość. Maraton 150 km ukończyłem z czasem 4:30:27 ze średnią 33,28 Dało to 13 miejsce w open i 7 w kat. M3. Znowu najsilniejsza kategoria to M3.